8. maja Narodowym Dniem Zwycięstwa
Narodowy Dzień Zwycięstwa to święto państwowe, które zostało ustanowione przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej 24 kwietnia 2015 roku dla upamiętnienia zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami. Upamiętnienie zakończenia II wojny światowej to również święto, które co roku dyktuje nam konieczność refleksji.
Maj 1945 roku z oczywistych powodów był okresem radosnej euforii – zakończył się tragiczny czas hitlerowskiej okupacji, traumy wynikającej z istnienia obozów koncentracyjnych, dramaty zdziesiątkowanych wojną rodzin. Zapanowała radość, że to już koniec wojennych tragedii.
Z biegiem lat to wszystko przestawało być tak oczywiste. Faszyzm, rozumiany jako system sprawowania władzy, nie zakończył się przecież w maju 1945 roku, a do koszmarów wojennych, wynikających z podziału łupów i władzy trzeba było doliczyć nie tylko materialne, ale i społeczne koszty migracji, wynikających z układu w Jałcie, a później – polaryzację społeczeństwa. Nowa władza potrafiła podzielić Polaków walczących o wolność na różnych frontach na prawdziwych patriotów i tych innych, których – zdaniem władzy – należało ukarać, za to, walczyli o Polskę w innych armiach.
Wszelkie sojusze, które miały dać Polsce i Polakom gwarancje bezpieczeństwa okazywały się bardziej wiotkie, a nad głowami Polaków prowadzona była gra, w której interesy Polski były tylko cząstką rozliczeń mocarstw. Byliśmy – jako państwo i naród – tylko cząstką tej rozgrywki.
Dlatego członkowstwo w NATO i Unii Europejskiej, którego jubileusz właśnie obchodzimy, jest dla nas tak ważne. Zarówno sojusz gospodarczo-społeczny, jaki stanowi Unia, jak i militarny, budowany przez NATO, daje nam większą pewność tego, że nie będziemy pionkami na szachownicy, a pełnoprawnymi uczestnikami ustaleń o naszej kondycji obecnej i przyszłej, zachowując suwerenność wewnętrznych rozstrzygnięć.
Jest pewnym symbolem, że obchodzimy dzień po dniu zarówno radosną rocznicę członkowska w Unii Europejskiej, a potem – Dzień Flagi. Ta przypadkowa zbieżność dat ma przecież swoją konkretną wymowę. Jesteśmy w rodzinie europejskich państwa, ale zachowujemy swoją kulturową autonomię. Chcemy być razem, godzimy się na swoistą konwergencję w sprawach, które mogą być wspólne dla całego europejskiego organizmu, a jednocześnie jesteśmy suwerenni w tych obszarach, w których chcemy zachować reguły i normy, jakie nie pozostają w sprzeczności z innymi krajami i narodami.
Wojna, która zakończyła się prawie 80 lat temu, po której świat dźwigał się przez długie dekady, nie nauczyła autokratów, że każda zbrojna agresja jest nieszczęściem i tragedią. Mieliśmy dramatyczne lata na Bałkanach, czy w Czeczenii, Afganistanie, przeżywamy dziś (i ponosimy koszty) agresji Rosji na Ukrainę, jesteśmy świadkami wojny na Bliskim Wschodzie, nie jesteśmy wolni od obaw konfliktu nuklearnego, choć wiemy, że byłby on najgorszym, co się może zdarzyć.
Dlatego dla nas dziś, w środku Europy, w trzeciej dekadzie XXI wieku, upamiętnienie ofiar II wojny światowej, świętowanie członkowstwa w NATO i UE nie jest po prostu jedną z konwencjonalnych uroczystości. To fundament, który musimy szanować dla tych, którzy odeszli, oraz dla dobra przyszłych pokoleń.