Z historii Zawidowa: Gdzie są dzwony z wieży kościoła ewangelickiego?

Trzy dzwony, z czego największy o wadze 300 kg, były największą dumą przedwojennego Zawidowa. Z Miasta wywieziono je po wybuchu II wojny światowej i słuch po nich zaginął. Poznajcie historię dzwonów, które były sercem Zawidowa i towarzyszem życia jego mieszkańców.

– Dźwięk tych dzwonów wspominaliśmy latami – czytamy w zapiskach dawnych mieszkańców Zawidowa, którzy miasto opuścili w latach 40. XX wieku. – Przemawiały do nas w chwilach smutku i radości.

Zawidowskie dzwony z wieży kościoła ewangelickiego nie były „rówieśnikami”, pochodziły z różnych okresów. Najmniejszy z nich odlany był jeszcze w czasach przedreformacyjnych, średni w 1596 rok, a największy 300 kilogramowy, pochodził z około 1738 roku.

Widmo konfiskaty największego dzwonu, zwanego później „Seidenberczykiem”, pojawiło się czasie I wojny światowej, kiedy to niemieckiej armii zaczęły doskwierać braki w uzbrojeniu. Na szeroką skalę władze Wermachtu rozpoczęły więc grabież kościelnych dzwonów. Transporty ze spiżem trafiały na wielkie pole pod Hamburgiem, gdzie dzwony pakowano do pieców hutniczych, a potem – już przetopione, wysyłano do fabryk produkujących amunicję.

dzony
Cmentarz dzwonów pod Hamburgiem

Zawidowski dzwon udało się jednak uratować przed transportem do Hamburga. Zabiegały o to miejscowe władze kościelne i powiatowe. I o ile pierwsza wojna światowa okazał się łaskawa dla „Seidenberczyka”, o tyle wybuch drugiej przypieczętował jego los.

Krótko po wejściu w życie nowych przepisów dotyczących dostarczania surowców na potrzeby armii niemieckiej, władze Zawidowa otrzymały rozkaz natychmiastowego zdemontowania dużego i średniego dzwonu z wieży oraz przygotowania ich do transportu. Obaj „więźniowie” niemieckiej gospodarki rabunkowej wyjechali na „cmentarz dzwonów” do Hamburga i ustawili się w kolejce do przetopienia.

Ich dalsze dzieje pozostałyby tajemnicą, gdyby nie dociekliwość byłych mieszkańców Zawidowa, którzy postanowili odszukać dzwonów. Wysłali więc do Hamburga list z pytaniem o ich los. Odpowiedź przyszła szybka i radosna. Oba dzwony ocalały i znajdowały się Stuttgardzie! Pieczę nad średnim 350-letnim dzwonem sprawowała rada stuttgarckiego Kościoła Ewangelickiego. „Seidenberczyk” natomiast otrzymał drugie życie, bijąc miarowo na wieży kościoła im Marcina Lutra w Ulm.

Po II wojnie światowej tysiące dzwonów zostało zmagazynowane na wyspie Veddel, koło Hamburga. Skonfiskowały je władze alianckie, które  zaczęły szukać właścicieli. Te ” niczyje” umieszczono w Muzeum Regionalnym w Altona.

Skip to content